W Ogólności

Gazetka Uczniów III Liceum Ogólnokształcącego im. Marynarki Wojennej w Gdyni

LudzieNaukaRecenzjeRóżneŻycie

Biologia i medycyna w twórczości Olgi Tokarczuk

Uwaga wstępna: Ze względu na niespodziewaną zmianę terminu publikacji pisałem ten tekst w bardzo krótkim czasie, więc – korzystając z nienaukowego charakteru pracy – postanowiłem nie tracić czasu na opracowywanie drobiazgowej bibliografii i przypisów. Jeżeli będziecie potrzebować źródeł, piszcie proszę na mojego szkolnego maila: miloszmaciej25@lo3.gdynia.pl. Miłej lektury!

1.

Na początku cofnijmy się w czasie do 10 października 2019 roku. Jesteśmy gdzieś na autostradzie w Niemczech, w miejscu nijakim, pośrodku niczego. 57-letnia pisarka Olga Tokarczuk – znana z szerokiej erudycji, silnych inspiracji teoriami szwajcarskiego psychiatry Carla Gustava Junga, zaangażowania politycznego, dredów, charakterystycznego stylu i głębokiego zainteresowania wszystkim, co mroczne, mętne i skomplikowane, czytana w kraju, w Europie i na świecie, autorka Biegunów czy Ksiąg Jakubowych, jedyna (co do dziś się nie zmieniło) polska laureatka słynnej Międzynarodowej Nagrody Bookera – spieszy się na spotkanie autorskie w Bielefeld, średniej wielkości miasteczku w zachodniej części Niemiec. Samochodem kieruje jej mąż, Grzegorz. Jak powie później w jednym z wywiadów, jedzie z prędkością około 160 kilometrów na godzinę. Dochodzi pierwsza po południu. W tym miejscu warto zaznaczyć, że tego dnia (o pierwszej właśnie) Akademia Szwedzka ma ogłosić nowego laureata lub laureatkę literackiej Nagrody Nobla. Tokarczuk już od kilku lat jest jedną z faworytek, choć sama nie spodziewa się wyróżnienia. Jak wspominać będzie Irek Grin, dyrektor Wrocławskiego Domu Literatury, a prywatnie – przyjaciel pisarki, kilka minut przed ogłoszeniem werdyktu Tokarczuk dzwoni do niego i zaczyna zwyczajną, rutynową rozmowę. Grin, będąc przekonany, że tegoroczny Nobel trafi do jego przyjaciółki, próbuje zakończyć połączenie, aby Tokarczuk mogła odebrać ważniejszy telefon, ten ze Sztokholmu. Przyszła noblistka nie daje się namówić i nazywa Grina “fantastą”. Grin pozostaje przy swoim i w końcu rzuca słuchawką.
Zegar wybije pierwszą już za chwilę. Na ekranie telefonu słynnej pisarki wyświetla się numer kierunkowy czterdzieści sześć. Tokarczuk wie, że to numer szwedzki i dziwi się, nadal nie dopuszczając do siebie żadnych przeczuć. Odbiera. Jej rozmówcą okazuje się być Mats Malm, literaturoznawca z Uniwersytetu w Göteborgu i członek Akademii Szwedzkiej. Profesor Malm informuje Tokarczuk, że za – jak mówi dekret – “narracyjną wyobraźnię, która z encyklopedyczną wręcz pasją reprezentuje przekraczanie granic jako formę życia” została laureatką Literackiej Nagrody Nobla.
W ten sposób utrwaliła swoje niebagatelne miejsce w historii światowej literatury. Mógłbym więc teraz zrobić monograficzny przegląd jej twórczości, opisać nawiązania do psychologii głębi czy historii religii, ale są to tematy już całkiem dobrze opracowane, dlatego postanowiłem zająć się zagadnieniem, któremu – mimo jego wagi i obszerności – zupełnie nie poświęcono wyodrębnionego miejsca, a mianowicie zainteresowaniu Tokarczuk biologią i medycyną.

2.

Mogliście o Tokarczuk słyszeć, że jest ekofeministką, postrachem polskiej prawicy, że zrobiła z nią wywiad Dua Lipa i Natalie Portman, a czyta ją także Pedro Pascal, że założyła spółkę tworzącą gry komputerowe, w którą zainwestował m.in. Robert Lewandowski, i że jest autorką słynnych słów o literaturze nie dla idiotów, ale jeżeli nie czytaliście jej prac, możecie nie wiedzieć, że jest wielką miłośniczką nauk ścisłych i przyrodniczych, wśród których miejsce szczególne zajmują dla niej biologia i medycyna. I na nich się tu skupimy.
Aby pokazać Wam, jak silne i zarazem owocne jest to zainteresowanie, podam kilka przykładów ostatnich sukcesów Tokarczuk w akademickim środowisku medycznym.
W 2023 roku pisarka otworzyła swoim wykładem Wounded place, wounded person. Introduction to psychotopics dziesiąty coroczny kongres The European Association of Psychosomatic Medicine. Jego treść nie jest niestety publicznie dostępna, ale wiemy, że dotyczył wzajemnych oddziaływań między zdrowiem jednostki a jej otoczeniem. Warto zwrócić uwagę, że to temat, który pojawia się także w literackiej pracy Tokarczuk: jak pisze Mikołaj Stachowiak z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w pracy Przestrzenne wariacje w opowiadaniu “Numery” Olgi Tokarczuk, “Tokarczuk podejmuje refleksję nad złożoną relacją podmiotu z otoczeniem, uwypuklając wpływ przestrzeni na percepcję własnej jednostkowości. W ten sposób przestrzeń funkcjonuje jako strefa zawieszona pomiędzy obecnością a nieobecnością, życiem a śmiercią, rzeczywistością a wyobrażeniem i staje się nieodzownym elementem narracji, który umożliwia pogłębioną analizę zjawisk związanych z naturą ludzkiego istnienia i poczucia własnego ja”.
Rok później została zaproszona do wypowiedzi w ramach Nobel Week Dialogue 2024, którego tematem była przyszłość zdrowia. Warto tu wspomnieć, że wśród zaproszonych noblistów wszyscy poza Tokarczuk otrzymali nagrodę w dziedzinie medycyny. Pani Olga mówiła m.in. o freudowskiej definicji zdrowia jako zdolności do miłości (lieben), pracy (arbeiten) i śmiechu (lachen), ale też o konieczności popularyzacji rozumienia zdrowia jako zdolności do aktywnej wymiany energii ze środowiskiem. Podstawą zdrowia psychicznego dla Tokarczuk jest właśnie obecność w środowisku, w naturze (choć dla Tokarczuk nic poza naturą nie istnieje, kultura też jest instancją natury). Z bardzo mocną realizacją tego poglądu mamy do czynienia w Transfugium z Opowiadań bizarnych. Opisany tam fantastycznonaukowy proces “transfugacji” to dosłowna wersja zespolenia z naturą. Polecam lekturę.
Z kolei w tym roku, na uroczystościach z okazji 75-lecia Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu, wygłosiła wykład poświęcony dualizmowi psychofizycznemu w religii i filozofii oraz pytaniom o autodiagnostyczne możliwości ciała człowieka. W międzyczasie zaliczyła też – choć nieco bardziej kameralną niż powyższe – konferencję z obszaru psychoonkologii.
Nie są to oczywiście osiągnięcia stricte naukowe, z tej prostej przyczyny, że Tokarczuk nie jest naukowczynią, ale świadczą o wyjątkowej jak na pisarkę, nawet noblistkę, renomie, jaką cieszy się pani Olga wśród uczonych. Innym tego objawem jest artykuł prof. Marka Abramowicza w Gazecie Wyborczej o fanach Tokarczuk na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Harvarda, ale nie zajmujmy się dziś fizyką. W dziejach polskiej literatury taka sytuacja dotyczyła w podobnym stopniu chyba tylko Stanisława Lema, do którego naukowcy się wręcz dobijali.

3.

Teraz możemy już przejść do właściwej części tej historii. Zacznijmy od początku, czyli od dzieciństwa. Wśród ulubionych lektur kilkuletniej Tokarczuk, obok Małej encyklopedii powszechnej PWN czy Mitologii Parandowskiego, zaszczytne miejsce zajmowały powieści wspomnianego przed chwilą Stanisława Lema. To z nich zrodziło się zainteresowanie nauką przyszłej noblistki. Karmiona wizjami podróży międzygwiezdnych, wyobrażała sobie, że sama zostanie uczestniczką takich ekspedycji, lekarką badającą fizjologię człowieka w przestrzeni kosmicznej. Jak sama przyznaje, bardzo rozczarowała się, że nie istnieje taki kierunek studiów jak medycyna kosmiczna. Potem zamierzała jeszcze pójść na biologię, ale kiedy w wieku czternastu lat zachwyciła się Poza zasadą przyjemności Freuda, wybór padł na psychologię i tak już zostało.
Za wyjątkowe wyniki w nauce Tokarczuk otrzymała wstęp na Uniwersytet Warszawski bez przechodzenia egzaminów wstępnych. Jej specjalizacją została psychologia kliniczna i bardzo szybko zgłosiła się do wolontariackiej pracy z pacjentami psychogeriatrycznymi, czego literackim owocem stał się poemat Oddział Psychogeriatryczny opublikowany najpierw w 1983 roku, w czasopiśmie Radar, a potem w 1984 roku, w czasopiśmie Mandragora.
Po ukończeniu studiów Tokarczuk rozpoczęła kilkuletni okres bardzo intensywnej pracy zawodowej: pracowała jako terapeutka i konsultantka odwykowa, organizowała spotkania AA, założyła psychologiczne Wydawnictwo Unus, współtłumaczyła i zredagowała Krytyczny słownik analizy Jungowskiej, szkoliła nauczycieli w poradni zdrowia psychicznego w Wałbrzychu, opublikowała nawet niewielką książeczkę z zakresu psychologii rozwojowej, w której opracowała system pracy z dziećmi między ósmym a dwunastym rokiem życia, opierający się na świecie przedstawionym Muminków opisanym z perspektywy typologii Carla Gustava Junga. Skrócona wersja tej pracy ukazała się w czasopiśmie Charaktery i jest dostępna w internecie pod tytułem Psychologia według Muminków. Polecam.
Piszę o tym, aby wskazać, że mniej więcej w tym okresie pani Olga przeżywała gorące zainteresowanie socjobiologią, czyli zyskującym wówczas na popularności opisem zachowania i osobowości człowieka, który bazował na genetyce i ewolucjonizmie. W swoim dorobku twórczym Tokarczuk odnosi się do socjobiologii zdecydowanie krytycznie, wiążąc ją m.in. z ekonomizmem, czyli przekonaniem, że socjologię i w dużej mierze psychologię można zredukować do ekonomii.
Przykładem tej krytyki jest choćby osoba socjobiologa wśród bohaterów utworu dramatycznego „ahat ilī. Siostra bogów” czy zabawna scena w „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, kiedy protagonistka, emerytowana inżynierka, a teraz nauczycielka i zapalona astrolożka, poddaje w wątpliwość twierdzenia klasycznej genetyki Mendla i postanawia empirycznie dowieść ich niepoprawności. Pisze, że “pewne cechy nabyte pojawiają się nieregularnie w następnych pokoleniach”, poniekąd antycypując w tych słowach (choć nieświadomie) epigenetykę, której przyjrzymy się bliżej w jednym z kolejnych punktów. Oczywiście nie chodzi tu Tokarczuk o budowanie jakiegoś alternatywnego, spiskowego porządku naukowego, a o obrócenie topornych praw kształtowania fenotypu, będących składową socjobiologii, w swojego rodzaju żart, aby straciły na wadze i powadze. Stanie się to jaśniejsze, kiedy potem rozwinę temat.
Zanim przejdę dalej wspomnę jeszcze, że kompleksową i merytoryczną krytykę socjobiologii i psychologii ewolucyjnej jako źródeł wszechwiedzy o życiu znajdziecie we wspaniałych Potyczkach z Freudem. Mitach, pułapkach i pokusach psychoterapii Tomasza Stawiszyńskiego, które zresztą – pisząc, że “Ta fascynująca książka przygląda się podejrzliwie zmitologizowanym prawdom psychologicznym, które przez ostatnie dekady dobrze nakręciły nam w głowie i zrobiły wodę z mózgu. Tomasz Stawiszyński, filozof z talentem felietonisty, nie tylko ratuje nasz zdrowy rozsądek, lecz także prowadzi w kierunku bardziej uniwersalnego rozumienia psychologii człowieka” – rekomenduje sama Tokarczuk.
Jeżeli jednak nie socjobiologia, z którą wiążę się darwinizm społeczny i egoizm genetyczny (koncepcja samolubnego genu), to co? Jaki zamiennik widzi Tokarczuk?
Aby do tego dojść, musimy zrozumieć myślenie środowiska Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, pozarządowej organizacji proekologicznej, w które Tokarczuk zaangażowała się w latach dziewięćdziesiątych. Pracownia inspirowała się ideami ekologii głębokiej, systemu przede wszystkim etycznego, stworzonego przez norweskiego filozofa Arne Næss’a, swojego czasu jedynego profesora filozofii w całej Norwegii, autora prac z zakresu logiki, semantyki, epistemologii, naukoznawstwa czy psychoanalizy. Ekologia głęboka z kolei napędzana była teoriami Jamesa Lovelocka, amerykańskiego biologa i współpracownika NASA, zwłaszcza jego słynną hipotezą Gai, która widzi Ziemię jako wielki superorganizm, a wszystkie jego elementy jako współpracujące ze sobą na rzecz optymalizacji warunków do życia. Nie zważając na implikacje takiego podejścia, najważniejsze jest tu dostrzeżenie sieciowego charakteru biosfery, w której wszystko jest ze sobą powiązane, i zwrócenie uwagi na kooperację między organizmami.
Jeszcze dalej, choć na nieco innym poziomie, tę koncepcję pchnie Lynn Margulis, wybitna naukowczyni i przyjaciółka Lovelocka, której Tokarczuk zdaje się być wielką fanką. W swoim eseju „Jak wymyślić heterotopię”. Gra towarzyska (który jest elementem zbioru publicystyki Moment niedźwiedzia wydanego przez Krytykę Polityczną w roku 2012) Tokarczuk wyszukuje dziesięć “tez inercyjnych”, czyli bezrefleksyjnie przyjętych praw, które funkcjonują w naszej rzeczywistości społecznej, oraz przeciwstawia im dziesięć “antytez heterotopijnych”, które miałyby obowiązywać w fikcyjnym, wymyślonym przez Tokarczuk państwie doskonałym. Jedna z tez inercyjnych brzmi następująco: “Motorem ewolucji jest mechanizm doboru naturalnego. Polega on na współzawodniczeniu żywych stworzeń w określonych warunkach nieożywionego środowiska”. W heterotopijnej odpowiedzi na takie założenie Tokarczuk uwzględnia hipotezy dwóch badaczek:

Hipotezę wspomnianej Lynn Margulis, czyli teorię endosymbiotyczną. Najłatwiej będzie tu po prostu zacytować Tokarczuk: “[…] źródłem ewolucyjnych innowacji są nie tylko przypadkowe mutacje, lecz również symbiogeneza, czyli symbiotyczne scalanie się łańcuchów komórek bakteryjnych. Margulis twierdzi, że do powstania nowych gatunków doprowadziły endosymbioza szeregowa oraz połączone przetrwanie – przykładem są mitochondria, które kiedyś funkcjonowały jako osobne organizmy i które zostały wcielone do komórek lub połączyły się z nimi, odtąd pracując na ich rzecz. […] Oto alternatywna wizja łagodniejszej formy ewolucji, w której współpraca i pomoc stają się równie istotnymi mechanizmami zmian”. Mitochondria są jednym z wielu lejtmotywów w tekstach i wypowiedziach Tokarczuk, pojawiają się na przykład w Biegunach.
Hipotezę Elaine Morgan, czyli hipotezę thymos. Thymos jest potrzebą popisu, wyróżnienia się i imponowania innym osobnikom, a także tematu Pochodzenia kobiety, eseju z pogranicza antropologii ewolucyjnej i prymatologii, w którym Morgan kompromituje androcentryzm w tych dziedzinach. Został on wydany w serii Wydawnictwa Literackiego Inne konstelacje, której kolejne tomy wybiera Tokarczuk jako swoje polecenia.

Podsumowując to wszystko w jedno zdanie: nie rywalizacja, a altruizm. Koncepcje Margulis są często upraszczane i transmitowane w takiej wersji na romantyczne fantazje o nieskończenie dobrej woli roślin, którymi przepełnione są książki w rodzaju Sekretnego życia drzew Petera Wohllebena. Tokarczuk, przywołując wyżej wymienione hipotezy, traktuje je jako rodzaj eksperymentów myślowych, które mogą zniuansować nasze myślenie o ewolucji. Jak obserwujemy, mroczne widmo dzikiego kapitalizmu w roli globalnego ustroju gospodarczego nie wyklucza tego, że ludzie będą sobie pomagać i będą wobec siebie dobrzy. Nie “albo to, albo tamto”, a “i to, i tamto”. Rzeczywistość nie jest czarno-biała, a to jak o niej myślimy potrafi zmienić ją samą.
Zostańmy jeszcze chwilę przy teorii endosymbiotycznej, ale tym razem przenieśmy jej założenia na szerszy obszar, czego Tokarczuk dokonuje w swojej Scjentomancji albo wróżeniu z nauki, wykładzie wygłoszonym w roku 2022 z okazji przyznania jej doktoratu honoris causa na Uniwersytecie Warszawskim, a także opublikowanym w nieco poszerzonej formie na łamach Salmagundi Magazine. Jeden z segmentów eseju poświęcony jest właśnie konsekwencjom opisanych wyżej pomysłów Margulis. Pojawia się tam pojęcie “holobiontu”, czyli bytu wielobytowego, siedliska dla nas i bilionów mikroorganizmów (mikrobiomu), jakim jest nasze ciało. Tokarczuk postrzega pojawienie się tego pojęcia jako prawdziwą – nie tylko naukową, ale przede wszystkim filozoficzną – rewolucję. Wcześniej ludzie byli postrzegani jako odizolowane od siebie monady Leibniza, szklane kulki, które od czasu do czasu się trącają, nie wchodząc jednak w głębsze współzależności. Teraz staliśmy się wewnętrznie mnodzy, synkretyczni. Można też przenieść taki stan rzeczy na pole teologii. Skoro Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo, to on sam również musiałby być rodzajem holobiontu. Tokarczuk postuluje rozpad chrześcijańskiej Trójcy na „multigonię, świętą wielorakość”.

4.

Nie zostawiajmy Scjentomancji. Obok teorii endosymbiotycznej (i fizyki kwantowej z logiką wielowartościową, ale to materiał na inną opowieść) Tokarczuk zastanawia się nad epigenetyką, o której wspomniałem już szczątkowo w kontekście Prowadź swój pług przez kości umarłych. Epigenetyka zajmuje się wpływem czynników zewnętrznych na zmiany w ekspresji genów, a głównym założeniem jest możliwość ukształtowania się wielu fenotypów z jednego genomu. To właśnie z niej pochodzi słynne pojęcie traumy pokoleniowej.
Tokarczuk snuje wokół niej poetyckie rozważania. Sugeruje, że skoro natura ma coś w rodzaju pamięci, to powinna też mieć zdolność do autorefleksji. Wszystko zależy od interpretacji biologii. Wnioskiem z takiego punktu widzenia jest konieczność rekonstrukcji pojęcia wolności. Nasza odpowiedzialność poszerza się poniekąd o przyszłe pokolenia. Jak pisze Tokarczuk, jeżeli na ekspresję genów ma wpływ trauma, to także inne, mniej oczywiste czynniki. Jako przykłady podaje preferencje żywieniowe, turyzm, głośną muzykę czy spędzanie długich godzin przed komputerem.
Jak już zresztą pisałem, dywagacje Tokarczuk nigdy nie są stuprocentowo poważne, a zawsze mają charakter prowokującego żartu, zaczepki do myślenia. Więc, mimo że dotyczą twardej nauki, należy się do nich odnosić z intelektualnym dystansem i czułością na metafory, symbole i alegorie.


5.

Obok Ksiąg Jakubowych, najsłynniejszą i zdaniem wielu – w tym moim – najlepszą powieścią Olgi Tokarczuk są Bieguni. Tytuł to nazwa rosyjskiej sekty gnostyckiej, którą Tokarczuk wytropiła w Moskwie z pomocą prof. Cezarego Wodzińskiego. Bieguni wierzyli, że światem rządzi diabeł, a jedynym sposobem, aby się przed nim uchronić, jest pozostawanie w ciągłym fizycznym ruchu. Bieguni są więc literacko-filozoficzną refleksją nad kondycją egzystencjalną człowieka w ruchu, innowacyjną powieścią podróżniczą, która składa się z wielu, pozornie niezwiązanych ze sobą, rozdziałów i rozdzialików o różnorodnej tematyce. Żeby dostrzec ich stosunki, należy wytężyć zmysł holistyczny czy – jak nazywa to Tokarczuk w jednym ze swoich esejów – ognostyczny i połączyć kropki w spójne kształty, tak jak łączy się gwiazdy w konstelacje. Stąd nazwa tego stworzonego przez Tokarczuk gatunku – powieść konstelacyjna (pani Olga napisała w podobnej konwencji jeszcze Dom dzienny, dom nocny).
Można powiedzieć, że Bieguni rozgrywają się w każdym miejscu i czasie równocześnie. Epoki i kontynenty wymieniają się dynamicznie. Wszędzie jednak Tokarczuk powtarza jeden motyw: ludzkie ciało. Nie byle jakie, a martwe, rozkładające się czy w zasadzie powstrzymywane – skomplikowanymi metodami prezerwacyjnymi – od rozkładu. Jak pisze Lucyna Wiśniewska-Rutkowska z Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach w swojej pracy Refleksja filozoficzna w powieści „Bieguni” Olgi Tokarczuk: „Tokarczuk wnikliwie przygląda się skomplikowanej strukturze ludzkiego ciała. Ma zdumiewającą wiedzę z zakresu anatomii i fizjologii. Potrafi precyzyjnie, ze znawstwem badacza i wrażliwością artysty opisywać poszczególne warstwy oraz części ludzkiego ciała”. Wśród bohaterów Biegunów pojawia się co najmniej kilku lekarzy, specjalistów anatomopatologii, którzy poszukują doskonałego sposobu na konserwację zwłok z zapałem wyraźnie przypominającym zapał średniowiecznych alchemików, poszukujących kamienia filozoficznego. Jednym z tych lekarzy jest Philip Verheyen, chirurg z przełomu XVII i XVIII wieku, który rozkłada swoją amputowaną nogę na coraz to mniejsze elementy, znajdując w niej cały mikrokosmos, po czym opisuje – jako jeden z pierwszych – zjawisko bólu fantomowego.
Ten rodzaj estetyki (duszny, ciemny nastrój, wczesnonowożytni lekarze i ich prywatne badania) pojawia się jeszcze w opowiadaniu Zielone dzieci, którego narratorem jest doktor William Davidson, szkocki uczony, który w fikcji Tokarczuk zostaje nadwornym medykiem króla Jana Kazimierza.
Na mrocznych figurach lekarzy Tokarczuk w Biegunach nie kończy. W kilku rozdziałach narratorka opisuje swoje własne przygody z najdziwaczniejszymi czy nawet najobrzydliwszymi eksponatami z gabinetów osobliwości, w tym z “przypadkiem Cephalothoracopagus Monosymetro do dziś eksponowanym w pewnym pensylwańskim muzeum – gdzie patologiczna morfologia płodu o jednej głowie i dwóch ciałach poddaje w wątpliwość fundamenty logiki. 1 = 2” czy – i tu pojawia się kwestia ciała nieludzkiego – “Salamandrą z dwoma ogonami w owalnym słoju, pyszczkiem ułożoną ku górze, czekającą dnia sądnego, gdy wszystkie preparaty świata zmartwychwstaną”.
Skąd u Tokarczuk zainteresowanie takimi obiektami? Skonfrontujmy się z jednym z najpiękniejszych fragmentów Biegunów: “[…] pociąga mnie wszystko, co popsute, niedoskonałe, ułomne, pęknięte. Interesują mnie formy byle jakie, pomyłki w dziele stworzenia, ślepe zaułki. To, co miało się rozwinąć, ale z jakiś względów pozostało niedorozwinięte; albo wręcz przeciwnie – przerosło plan. Wszystko, co odstaje od normy, co jest za małe albo za duże, wybujałe lub niepełne, monstrualne i odrażające. Formy, które nie pilnują symetrii, które się multiplikują, przyrastają po bokach, pączkują, lub przeciwnie, redukują wielość do jedności. Nie interesują mnie wydarzenia powtarzalne te, nad którymi z uwagą pochyla się statystyka, te, które wszyscy celebrują z zadowolonym, familiarnym uśmiechem na twarzach. Moja wrażliwość jest teratologiczna, monstrofilalna. Mam nieustanne i męczące wrażenie, że to właśnie tutaj prawdziwy byt przebija się na powierzchnię i ujawnia swoją naturę”. Ta “teratologiczna, monstrofilalna” pasja odbywa się w ramach schorzenia, które Tokarczuk nazywa Syndromem Detoksykacji Perseweratywnej – uporczywym powracaniem do pewnych konkretnych motywów i obrazów, w jej przypadku cechujących się nienormatywnością. Można to też powiązać z bizarnością z Opowiadań bizarnych. To słowo Tokarczuk wprowadziła do polszczyzny z angielskiego bizarre, oznacza ono dziwne, niepokojące i śmieszne zarazem. Wiąże się ono z freudowskim niesamowitym – das Unheimliche, czyli słynnym uncanny, a nawet z pochodzącym z filozofii Rudolfa Otto numinosum, czyli energii sacrum łączącej cechy tremendum (przerażającego) i fascinans (fascynującego).
Przedsmak typowego dla Biegunów myślenia o cielesności i medycynie można znaleźć w nieco zapomnianych Ostatnich historiach z 2024, ich swoistego zwiastuna. Główna bohaterka pierwszej części Ostatnich historii, Ida Marzec zmaga się z różnego rodzaju dolegliwościami i buduje wokół nich głęboką refleksję.
W pewnym momencie narratorka Biegunów dzieli się z nami drobiazgowymi wynikami badań swojego ciała. Pisze ona m. in. o stanie wątroby, trzustki, nerek, aorty brzusznej czy pęcherza moczowego, a także wymienia wartości zawartości hemoglobiny, leukocytów, hematokrytu, płytek krwi, cholesterolu, kreatyniny i bilirubiny. Wspomina o swojej “prawie ejdetycznej” wyobraźni przestrzennej i “marnej” lateralizacji. Motyw wyników badań pojawia się także w Ostatnich historiach. Ten nietypowy, specyficzny dla Tokarczuk sposób autoprezentacji jest przejawem jej wiary, że ciałem jesteśmy w równym stopniu, co duszą, ale także wyrazem beznadziei, że – jak myśli Ida Marzec – “[…] ona i jej ciało nie mają wspólnych korzeni. Pochodzą z różnych krain. To dlatego muszą się porozumiewać za pomocą termometrów, tomografów i rentgenów”. Tokarczuk mówi o tragedii, jaką powoduje niemożliwość samopoznania ciała. “Że potrzebne jest narzędzie, którym zbada się własne ciało, bo z jakichś oburzających względów, z powodu jakiegoś skandalicznego błędu w naturze istota ludzka nie wie o własnym ciele. Niby stanowi jedno z tym ciałem i jest tym ciałem, wskazuje palcem w pierś i mówi o nim ja, a jednak nie ma pojęcia, co się z nim dzieje”. To właśnie ten brak autodiagnostycznych funkcji organizmu, o którym pani Olga mówiła w tym roku na Wrocławskim Uniwersytecie Medycznym. Jak wspomina w kilku wywiadach, to właśnie zadawanie pytań o to, dlaczego wie więcej o odległym Układzie Słonecznym niż o własnym układzie pokarmowym, zrodziło jej literackie zainteresowanie samą medycyną.

6.

Przedstawione tu przeze mnie zagadnienia nie wyczerpują niestety tematu i nie jest to kompleksowe omówienie problemu. Brakuje pogłębienia tematu samej śmierci i nauki wokół niej, która przecież jest głównym tematem Ostatnich historii. Nie uwzględniłem profilu postaci lekarzy u Tokarczuk, np. inspirowanego młodym Jungiem Artura Schatzmana z E. E., czyli powieści inspirowanej rozprawą doktorską Junga właśnie (O psychologii i patologii tak zwanych zjawisk tajemnych). W ogóle nie wspomniałem o Empuzjonie, gdzie metodologia leczenia chorób piersiowych i gardlanych stanowi istotne tło dla akcji horroru. Tekst jest bardziej przeglądowy niż monograficzny i jego celem jest jedynie zarysowanie najciekawszych wątków biologiczno-medycznych u naszej noblistki. Jeżeli – w co szczerze wątpię – ktoś dotrwał do tego zdania i miałby jakieś pytania lub wątpliwości, odsyłam do uwagi wstępnej. Dziękuję za lekturę!

Jeden komentarz do “Biologia i medycyna w twórczości Olgi Tokarczuk

  • W dacie publikacji „Ostatnich historii” wkradł mi się błąd jednej cyfry – jest to 2004, a nie 2024 rok.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *