Wicked: Na dobre
czyli „who can say if I’ve been changed for the better?”

21 listopada w kinach pojawiła się 2. część Wicked, które w zeszłym roku wstrząsnęło światem kina. Film zdobył wówczas dwie Nagrody Akademii Filmowej za scenografię i kostiumy oraz Złoty Glob za największe osiągnięcie kinowe i finansowe. Wicked to z pewnością najlepsze dzieło reżyserskie Johna M. Chu. Produkcja nie tylko niemal podwoiła zyski w porównaniu do budżetu, ale stała się fenomenem kulturowym, co postawiło drugą część przed bardzo trudnym zadaniem.


Wicked: Na dobre, to ekranizacja musicalu opowiadająca historię przyjaciółek Elfaby i Glindy po odkryciu kłamstw Czarnoksiężnika z Oz. Postawione po dwóch stronach konfliktu mierzą się z kłamstwami politycznymi, prowadzącymi do ostatecznego zdemonizowania Elfaby. Podczas gdy ta próbuje ratować zwierzęta zniewolone przez nowe prawa, Glinda szykuje się do ślubu, zmagając się z wątpliwościami związanymi z ucieczką jej przyjaciółki. Uwikłane w intrygę Madamme Morible, zostają wystawione na próbę swojej relacji w kontekście sporu o względy Fireo. Jednak konflikt, zdrada, rozterki miłosne i moralne, a przede wszystkim siła propagandy, to nie wszystkie motywy, które oferuje nowe Wicked: Na dobre.

Podobnie jak w pierwszej części, fabuła nie zawodzi. Intensywne tempo akcji nie pozwala ani na chwilę oderwać się od produkcji. Pojawiają się głosy, iż przekładanie się scen jest jednak zbyt szybkie. Osobiście nie zgadzam się z tą opinią, jednak warto zauważyć, że współcześnie to właśnie produkcje oparte na wielokrotnych retardacjach należą do tych nagradzanych. Ten trend kinowy jednak nie współgra z informacją zwrotną od większości widzów. Takie filmy jak np. Oppenheimer są krytykowane za przeciąganie akcji i zbyt długi czas trwania nieproporcjonalny do ilości wydarzeń. Oczywiście każda opinia zależy od perspektywy, ciężko jest zatem jednoznacznie rozstrzygnąć czy Wicked: Na dobre przedstawia optymalne tempo narracji, osobiście jednak w tej kwestii nie mam żadnych zarzutów. Poza tym, wydarzenia jasno z siebie wynikają – ciąg przyczynowo-skutkowy jest przejrzysty i nie wymaga dopowiedzeń. Dobrze skomponowany scenariusz prowadzi do wielu zwrotów akcji, co działa na korzyść jakości produkcji. Seans wywołuje skrajne emocje, jako że film często przełamuje poważny nastrój elementami komediowymi.

Muzyka, a zwłaszcza piosenki kluczowe dla musicalu, dorównały poziomem tym z pierwszej części. Zarówno solowe wykonania jak i duety ponownie podbijają media. Ponadto, nawiązania do ścieżki dźwiękowej z pierwszej części wywołuje sentyment, z uwagi na pewnego rodzaju legendę, do jakiej urosła pierwsza część. Choć osobiście nie zachwycił mnie utwór zaśpiewany przez Jeffa Goldbluma, mogę powiedzieć, że do pewnego stopnia był zadowalający. Aktor nie zachwycił wokalem tak jak w pierwszym Wicked, aczkolwiek występował na tle osób z umiejętnościami trudnymi w dorównaniu.

W kwestii kostiumów, poprawiły się one wraz z wpływem do budżetu około 20 milionów dolarów w porównaniu do poprzedniej produkcji. Jest to zjawiskiem dość powszechnym, że drugi film zawdzięcza lepszą jakość oprawy sukcesowi pierwszego. Nie da się ukryć, że jakość scenografii w filmie z 2024 roku była niewyobrażalnie dobra, tym trudniej jest uwierzyć, że może być jeszcze lepiej. Garderoby większości bohaterów zostały uzupełnione o zupełnie nowe, absolutnie przepiękne stylizacje. Poza tym, upodobnienie niektórych postaci do bohaterów fantastycznych zostało wzmocnione przez makeup i specjalnie wykonane maski. Użycie efektów specjalnych jedynie w celu ożywienia już wykonanych elementów charakteryzacji jest niezwykle rzadkie we współczesnym kinie, co poprawia oczywiście ocenę produkcji. Pozostając, przy ambitnych rozwiązaniach, podobnie jak w pierwszej części, tak też i tu nie zabrakło wyjątkowej scenografii. Większość, jeżeli nie wszystkie elementy możliwe do wykonania fizycznie zostały wcielone do produkcji. Nawet pole tulipanów nie ma w sobie ani odrobiny CGI.

Sama natomiast scenografia, pomijając nagrane elementy istniejące jeszcze przed Wicked, została wykonana specjalnie na potrzeby produkcji. W wielu miejscach aż ciężko jest uwierzyć jak utalentowana i przede wszystkim skuteczna była ekipa techniczna. Można by wręcz powiedzieć, że scenografia nie tyle dorównała najwyższemu światowemu poziomowi, co właściwie sama ponownie go ustanowiła. Podobną rolę spełniły tu efekty specjalne. W wizji Johna M. Chu nie zabrakło bardzo wymagających ujęć, wykonanych w sposób absolutnie mistrzowski. W tej kwestii na uznanie zasługuje także sprytna zamiana tzw. green screenu na blue screen. Oprócz rzecz jasna ułatwienia pracy, z uwagi na kolor skóry Elfaby, poprawia to jakość integracji postaci z otoczeniem, co zwiększa realistyczność przedstawienia.

Jeżeli chodzi o zdolności aktorskie obsady, to wracając myślami do poprzedniej części można tu dostrzec poprawę i tak znakomitych zdolności. Osobiście jestem pod ogromnym wrażeniem gry Ariany Grande, bo chociaż już w 2024 roku udowodniła, że świetnie odnajduje się w roli Glindy, tym razem zachwyciła jeszcze mocniej, ze względu na znacznie wyższy poziom scen. Idealne odzwierciedlenie powtarzającego się załamania i rozpaczy potwierdziły tezę jej kolegi z planu, (parafrazując) iż jest mistrzynią zarówno w aktorstwie jak i w muzyce oraz w każdym z osobna. Tutaj na docenienie zasługuje także oczywiście Cynthia Erivo oraz jej znakomity wokal, jak również połączenie obu aktorek w przedstawieniu relacji Glindy i Elfaby. Jedyną sceną, wobec której można odnaleźć kilka zarzutów, jest duet Jonathana Bailey’ego i Cynthii Erivo. Pomimo iż scena miała na celu przedstawiać romantyczną relację, aktorom nie udało się tego wiarygodnie odegrać. W przeciągu jej trwania nie dało się pozbyć przekonania, że jednak ten romans nie zaistniał. Nie jest to jednak aż tak poważny problem, jeżeli spojrzymy na fakt, iż Wicked: Na dobre bynajmniej nie bazuje na tym wątku. Istotą produkcji jest przedstawienie siły przyjaźni na tle nietypowo skonstruowanego systemu politycznego. Fiero to jedynie wątek poboczny.

Podsumowując, Wicked: Na dobre w pełni dorównuje poziomem poprzedniej części. Nie można jednoznacznie stwierdzić, która z produkcji przoduje, z uwagi na różnice w nastroju, obie są jednak warte zobaczenia. Osobiście najbardziej doceniam ekranizację musicalu za wykorzystanie potencjału fabularnego i zbudowanie czegoś wartościowego poza studiem nagraniowym. Mnogość scen pozbawionych technik CGI zachwyca dokładnością w wykonaniu i realistycznym wyglądem, co również tę część Wicked wywyższa do poziomu fenomenu. Ponadto, idealnie dobrana obsada umiejętnie przedstawia silne więzy międzyludzkie, dzięki czemu przesłanie Wicked: Na dobre jest jeszcze bardziej poruszające.

Bibliografia:
https://www.filmweb.pl/film/Wicked%3A+Na+dobre-2025-10012544
https://www.imdb.com/title/tt19847976/
https://www.boxofficemojo.com/release/rl2185003777/
https://parade.com/news/ethan-slater-reveals-what-people-get-wrong-about-ariana-grande
