Poezja: Jesień

Cmentarz Drzew
Własnych korzeni nie chciały wyrywać,
To Zrywak je skrzywdził.
Skończyło się życie pod ziemią,
Rozmowy, ostrzeżenia przyjaciół-Pni
Z peruką zieloną,
W kolczykach szyszkowych.
Skończyło się życie nad ziemią
Plotkowanie o ludziach, dorosłych maluchach.
Bo drzewa słyszą,
wszystko, pamiętają, wspominają…
Delikatne rączki dzieci
Spoglądających przez liście,
Łapiących gałązki by się podtrzymać.
Drzewo niczym kryjówka
W grze w chowanego.
Jeden przyjaciel osłania drugiego
Mogły jeszcze żyć długo, nie żyją.
Nie chciały odejść,
Odeszły.
Zakupy czasu
Taki kosztowny, ale
Nie ze złota ani z platyny
Dostępny w niezmiennych ilościach
Choć dla każdego ciutkę innych.
Przyszły, przeszły, bezimienny,
Sprawiedliwie rozdzielony
W skali świata: nieskończenie zmienny.
W ilości na osobę: przedział skończony.
Nie na sprzedaż wystawiany
Za żadne pieniądze nie sposób go zdobyć,
Nie w magazynach przechowywany,
Z najwyższej półki w sklepie nie można go dobyć.
A gdyby tak był…
W buteleczkach przydzielony każdemu
Niejeden by swoją dawkę wyliczył,
Istniałaby w końcu świadomie podczas snu.
Miarkowany w sekundach na mm3
Można go bez przerwy łykać, w rytm zegara
w stałych ilościach codziennych.
Aż się cały zużyje, nawet bez zamiaru.
Nie był przecież nigdy roztrwaniany,
A już się skończył, nagle go brakuje,
Nierozważnie wyrzucany,
W miarę istnienia coraz bardziej smakuje.
Lecz kto go wykorzysta,
A kto więcej zmarnuje?
Kto cały przebaluje,
Kto priorytetyzuje?
Ci młodzi myślą błędnie
Że jest nieskończony,
Codzienność przesłania zastanowienie w wieki średnie
Refleksja przychodzi gdy człowiek zmęczony.
Wojna
Kwiat przywykł do lekkiego wiaterku,
Który zachwiał go raz w tę raz w tamtą stronę
Zawsze ostrożnie by nie przegiąć wątłej łodygi
Kwiat niegdyś w rosie mył białe płatki
Teraz w brudzie trwale czerwienią splamione
Nieznaną siłą przybity do ziemi
Został nieodwracalnie zraniony
Nikt nie zauważył jego braku
Tylko urósł jakiś kolejny
