Studencka kuchnia
Julita Pietroń
Wyobraź sobie, że matura już zdana. Ba, dostałeś się nawet na studia. Niesamowity prestiż, czeka Cię dużo imprez, 50% zniżki na komunikację miejską, nowe miejsca, nowi ludzie, wolność i swoboda. Wybierasz wymarzoną uczelnię w jakimś dużym mieście, bo co się będziesz ograniczać. Wylatujesz z gniazda rodziców, którzy wyposażają Cię w zapas słoików na tydzień, kieszonkowe wystarczające na opłaty i jedzenie, a jak nie jesz, to i na studenckie spotkania integracyjne coś będzie, na odchodne dostajesz zestaw kartonów i jedziesz w siną dal. Gdy kochani rodzice organizują domówkę w Twoim pokoju z okazji Twojej wyprowadzki (bez Ciebie, rzecz jasna), Ty już siedzisz w ciasnym przedziale TLK bez miejsca siedzącego (bo siedzisz na swoich kartonach) i oddychając co stację, bo okna się nie otwierają, jedziesz do swojego wymarzonego, własnego mieszkania.
Zacznijmy od tego, że jest ono tylko Twoje i jeszcze dwóch innych ludzi, bo przecież ceny wysokie, a coś jeść trzeba, w naszym kraju mlekiem i cebulą płynącym. Mieszkanie cud – wielka płyta – trzy pokoje, z czego jeden to salon, do tego kuchnia i wiecznie zajęta, gdy akurat potrzebujesz łazienka. Kuchenka gazowa z takimż piekarnikiem, żeby mieć pewność, że sobie przynajmniej raz paluszki oparzysz. Do tego lodówka, choć tylko zamrażarka jest pełna, bo gdzieś trzeba składować tomiki Pana Tadeusza i frytki. Ale Ty jesteś ambitny, zapakowałeś do lodówki mleko, masz mąkę, masz cukier, sól, a nawet miskę ryżu! Takie bogactwo, że aż przywiozłeś herbatę, bo nie samą kawą student żyje. Jest świetnie.
Pierwszy dzień na studiach zapowiada się super. Nim pójdziesz na uczelnię, czeka Cię rejestracja żetonowa. Punkt 8:00 w sobotę otwierasz USOSa i próbujesz się zapisać na wszystkie przedmioty, tak jak tysiąc-pięćset sto-dziewięćset innych studentów dokładnie w tej samej sekundzie. Przy dość szybkim wifi zapiszesz się nawet na wymarzony wykład o 7:15 i lektorat z języka, o którym nigdy nie słyszałeś, ale brzmiał fajnie o godzinie 18:00. Po drodze obskoczysz dwa wykłady „obowiązkowe”, na który w pierwszym tygodniu przyjdą wszyscy, a w drugim te 15 wytrwałych kujonów oraz Ty, nieświadomy, że nie ma czegoś takiego jak obowiązkowy wykład. Gdy plan jest ułożony, a dojazd na 10 wydziałów w różnych częściach miasta ogarnięty, jesteś gotowy. To jest Twój rok!
Studia to zabawa! Studia to radość! Studia to wolne piątki (nie licząc warsztatów z przedmiotu pokroju Technologie Informacyjne, na którym nic nie robisz o godzinie „za wcześnie”)! Studia to mieszkanie w swoim własnym mieszkaniu z dwójką ludzi znalezionych w Internecie! Studia to kuchnia studencka!
No właśnie. Kuchnia. Jeśli mieszkałeś w internacie, to zapewne jesteś oswojony ze stanem kuchni, jaki zastaniesz w mieszkaniu na trzy osoby. Akademiki to nieco inna bajka, zostawimy tamte kuchnie bez komentarza. Byłeś ambitny, więc zrobiłeś zakupy w pobliskim supermarkecie, bo będziesz sobie gotował przecież. Gdy tylko kończą się słoiki i mrożone pierogi od babci orientujesz się, że szkoła generalnie nie uczy gotować. Ale mama posiada telefon, Ty też, problem zaraz się rozwiąże! Pytasz, co trzeba do naleśników, wszystko masz! Super! Pytasz, ile dać mleka? Na oko. A ile mąki? Tak w sam raz. A soli? Nie za dużo. A jajek? No ile dasz, to będzie. No to może placki? Ile ziemniaków? No kilka. A cebuli? Niewiele. A przyprawy jakie? Dobre.
W wyniku nieudanych eksperymentów szacuje się, że średnio na jedno mieszkanie do 30 metrów kwadratowych w miastach Warszawa, Wrocław, Kraków i Łódź, studenci przypalili już dwie patelnie, trzecia jest brudna, więc trzeba kupić czwartą. My uratujemy Cię przed taką stratą pieniędzy. Zacznij od łyżeczki oleju roślinnego na patelnię. Zmieszaj ze sobą jedno jajko, dwie szklanki mleka, dwie szklanki mąki, dodaj łyżkę wody gazowanej, dwie szczypty soli i pamiętaj, że naleśniki na rozgrzanej patelni smażą się kilka sekund. Nie zdążysz iść siku. Nie zdążysz pograć na kompie. Nie zdążysz wejść pod prysznic. Pamiętaj, że kuchenka gazowa nie ma cyferek, włączasz, podpalasz, kładziesz patelnię i pilnujesz. Wielkość ognia regulujesz pokrętłem, taki duży to szybko smaży, taki mały to wolniej. Do placków ziemniaczanych zaś ścierasz pół kilo ziemniaków, pół cebuli, dwie szczypty soli, jajko (porcja na dwa dni). Smażysz to na patelni, z dwóch stron, aż się zarumieni. A jeśli lubisz mięso, to zrób sobie spaghetti. Pamiętaj, makaron gotuje się aż jest miękki i nie trwa to godzinę. Polecamy również słoiki samowystarczalne – zagotuj wodę (3/4 Twojego największego garnka), posól ją łyżeczką soli, dodaj łyżeczkę oleju roślinnego, wrzuć wszystkie mrożone pierogi, jakie znalazłeś w pewnym sklepie z czerwono-czarnym insektem, gotuj je aż wypłyną z dna, a potem zapakuj do słoików. Jedno opakowanie wystarczy średnio na 3-4 dni, pierogi trzymasz w lodówce, odgrzewasz na patelni 5 minut, bądź w mikrofali 2 minuty. Dla ambitnych polecamy podsmażyć do nich cebulkę, pamiętajcie, że cebulka szybko się przypala i trzeba na nią PATRZEĆ.
Z tymi prostymi wskazówkami zostaniesz prawdziwym mistrzem kuchni! Choć i tak wiemy, że to tylko etap prezupkowy i w końcu przywitasz student-dietę na gotowcach…
