Opowiadanie: Krzysiu

Cała historia zaczęła się w lipcu, gdy wreszcie przeprowadziłam się do mojego wymarzonego mieszkania, na którego kupno pracowałam i czekałam całe moje studia. Lokal znajdował się tuż przy plaży, dzięki czemu miałam idealny widok na morze, a gdy rano wychodziłam na balkon czułam zapach morskiej bryzy. Wszystko wydawało mi się idealne. Znalazłam po studiach idealną pracę, miałam przyjaciół, którym mogłam ufać i spotykałam się z nimi w każdy weekend, a oprócz tego w tamtym czasie byłam z moją rodziną bliżej niż kiedykolwiek. Nie mogłam na nic narzekać dopóki nie poznałam jednego z sąsiadów, który mieszkał tuż naprzeciwko mnie. Tak naprawdę nigdy nie znałam jego prawdziwego imienia i nazwiska, słyszałam jedynie jak inni sąsiedzi wołali na niego Krzysiu. Później okazało się, że rok temu opuścił zakład karny po 7 latach odbywania kary. I nie był to jego pierwszy ani ostatni kontakt z wymiarem sprawiedliwości. Początkowo był on tajemniczym człowiekiem. Posługiwał się głośnym i wulgarnym językiem gdy rozmawiał przez telefon na klatce schodowej. Wysoki, dobrze zbudowany, łysiejący 45-latek. Starałam się nigdy nie zwracać na niego szczególnej uwagi i omijać go na klatce. Przez całe wakacje spotkałam go tylko kilka razy, ale nigdy się nie przedstawił ani nawet się nie przywitał.
Moje nastawienie wobec niego diametralnie zmieniło się, gdy we wrześniowy, piątkowy wieczór usłyszałam niesamowicie głośne pukanie w drzwi. Pospieszyłam w ich kierunku i bez zastanowienia je otworzyłam, a w progu zastałam sąsiada.
– Ma Pani do pożyczenia dwieście złotych? W gotówce, na teraz! – zapytał rozwścieczony.
Nie odpowiedziałam. Stałam wryta w podłogę, a przez moją głowę przebiegało setki myśli. „Dlaczego potrzebuje gotówki?”, „ Czemu pyta o to akurat mnie?”, „ Czemu jest tak zły?”
– Przepraszam, czy my się znamy? – wreszcie z siebie wydusiłam.
– To nie jest teraz ważne, masz pożyczyć te pieniądze czy nie? – podniósł ton swojego głosu.
– Jest ważne! – kontynuowałam z nim rozmowę.
– Oddam w poniedziałek! – krzyknął.
– Nie mam przy sobie tylu pieniędzy tylko jakieś 40 zł, no i kartę.
– Od początku wiedziałem, że to nie ma sensu. – zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
Przestraszona położyłam się do łóżka, ponieważ nie chciałam doszukiwać się drugiego dna w tej sytuacji. Przez kolejny tydzień nie widziałam już Krzysia, jednak nieustannie wieczorami pojawiały się pod jego mieszkaniem dwie kobiety ubrane w niezwykle wyzywający stroje albo szybko wbiegający 20 latek w czarnym dresie w każde piątkowe popołudnie. Później doszłam do wniosku, że był to dealer narkotyków.
Za każdym razem one zadowolone pojawiły się pod jego drzwiami, przez pierwszą godzinę trwała cisza, dopiero po około 120 minutach zza ściany dochodziły krzyki sąsiada albo jego „koleżanki” wybiegały z mieszkania z płaczem. Z powodu sytuacji sprzed tygodnia nie byłam tym za bardzo zaskoczona, ponieważ myślałam, że to był powód, dla którego Krzysiu żądał ode mnie pieniędzy. Po pewnym czasie przestał on spotykać się z owymi paniami i to był moment, w którym atmosfera się uspokoiła. Krzysiu przestał się pojawiać w domu lub bardzo rzadko w nim bywał. Osobiście mi to nie przeszkadzało, ponieważ nie chciałam znowu być angażowana w jakieś abstrakcyjne sytuacje. Nie chciałam, żeby ktoś dobijał mi się do mieszkania lub bezustannie zakłócał ciszę nocną. Wreszcie mogłam zaprosić moją rodzinę i przyjaciół do nowego lokum bez zamartwiania się, że ktoś mógłby wtargnąć do mojego mieszkania. Z każdym dniem mieszkało mi się tu coraz lepiej. Pewnego dnia uznałam, że warto byłoby poznać resztę sąsiadów, okazali się naprawdę uprzejmi i otwarci na moja osobę. Z ciekawości zapytałam ich o Krzysia, a konkretniej o jego zachowania i nagle uśmiechy z ich ust samorzutnie zniknęły.
– Jego wybryki to codzienność. To znany gdyński gangster – zaczął jeden z sąsiadów – Jeszcze przed tym jak tu zamieszkałaś przyjeżdżała po niego wiele razy Policja. Nikt z nas do teraz nie wie z jakiego powodu, ale uzbrojone jednostki były pod naszym blokiem między drugą a trzecią w nocy. Wyglądało to naprawdę groźnie i wszyscy z nas byli przestraszeni. Później nikt z nas nie widział go przez miesiąc, a następnie…
– Proponował mojemu synowi piwo – nie mogła się powstrzymać jedna z mieszkanek bloku.
Ta rozmowa dała mi wiele do myślenia i po chwili uświadomiłam sobie, że minął prawie miesiąc odkąd widziałam Krzysia, dlatego przygotowałam się na najgorsze, ale nie spodziewałam się tego na tak wielką skalę. Którejś sobotniej listopadowej nocy postanowiłam poczytać książkę do dosyć późnej godziny i w momencie, gdy przewracałam strony lektury usłyszałam niemiłosiernie głośny huk i krzyk „POLICJA” i wtedy wiedziałam, że Krzysiu powrócił. W ciągu sekundy był on już przy moich drzwiach i tak pioruńsko mocno w nie uderzał, że byłam przekonana, że wylecą z zawiasów. Nie miałam pojęcia, czy powinnam je otworzyć, ale nie chciałam, żeby przeszkadzał innym mieszkańcom, dlatego podeszłam do wejścia do mojego mieszkania i powoli zaczęłam otwierać drzwi. Wtedy Krzysiu z całą siłą otworzył je na oścież i wtargnął do środka, a ja zauważyłam, że on swoje drzwi już dawno wyważył.
– Daj mi się gdzieś schować. Policja mnie szuka! – wrzasnął.
– Słucham?! Nie ma takiej opcji – odpowiedziałam.
– No proszę Cię, jesteś moją ulubioną sąsiadką. Bo mnie zaraz zawiną– pociągnął nosem i wskazał na torebkę z białym proszkiem – Chcesz? Jak mi pomożesz to dam Ci wszystko. Mogę Ci dać trochę teraz żebyś się rozluźniła i pozwoliła mi się tu schować. Od razu Ci się poprawi humor.
Po tych słowach zrozumiałam z jakim człowiekiem miałam od początku do czynienia. Nie mogłam uwierzyć w to co wypowiedział, a na pewno nie miałam zamiaru pozwolić mu zostać w moim mieszkaniu. Szczególnie, że wyglądał na otumanionego, miał zakrwawioną koszulkę i białą kamizelkę kuloodporną załażoną na klatkę piersiową.
– Krzysiu, nie ma żadnej Policji! Zobacz! Nikogo nie ma na klatce. – powiedziałam.
– Jesteś pewna? – wciąż prowadził rozmowę
– Tak, jestem pewna, idź Krzysiu do siebie bo jak będziesz dalej krzyczał na klatce i walił w drzwi to naprawdę ktoś po nią zaraz zadzwoni.
Krzysiu obrócił się i z mętnym wzrokiem, powolnym tempem wyszedł z mojego mieszkania. Później słyszałam tylko ja zbiega po schodach klatki schodowej i opuszcza blok. Przez okno dojrzałam jeszcze jak wsiada do samochodu i z nieprawdopodobną prędkością odjeżdża z parkingu. Dopiero, gdy zniknął z mojego pola widzenia, poczułam ulgę. Zamknęłam za sąsiadem drzwi i położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć przez prawie całą noc.
Przez następny tydzień nie potrafiłam przestać myśleć o tej sytuacji. Poczułam ulgę dopiero wtedy, gdy kilka dni później wracając wieczorem do domu na klatce schodowej spotkałam uśmiechniętą sąsiadkę, która od razu wykrzyczała, że rano było u Krzysia pogotowie i go zabrało, ale jego siostra była godzinę temu i powiedziała, że zmarł na zawał.
