Wywiad: Kolosy z Agnieszką
Gabriela Zielińska
Od 25 lat odbywają się w Gdyni ogólnopolskie spotkania podróżników. Są to spotkania i prelekcje ludzi z pasją. Ludzi, którzy żyją pełnią życia, podróżują, wspinają się, żeglują, pływają, biegają i chodzą. Co roku stara gwardia lub nowo upieczeni podróżnicy spotykają się w Gdynia Arena by opowiedzieć o swoich przygodach.

Kategorie są różne, więc jeśli ciekawi Cię świat lub chociaż mały jego kawałek, gwarantuję Ci, że znajdziesz tam coś dla siebie.
Ja podczas tegorocznych Kolosów ( 22-24 marca) miałam okazję poznać Agnieszkę Dziadek, podróżniczkę i wieloletnią bywalczynię Kolosów. Kobietę, która jak sama mówi, miała 3 z wf-u na świadectwie maturalnym i nienawidziła sportu, a która do tego roku przeszła równowartość obwodu Ziemi!!!
– Jakby Pani mogła nieobeznanej w temacie młodzieży w kilku słowach opisać czym są Kolosy.
Agnieszka Dziadek: Mmm… Impreza dla starych ludzi… Niewielu młodych wie o Kolosach.
-Od czego się ta pasja zaczęła? Co było takim kopem, który pchnął Panią na szlak, w góry?
– A. D. : Długo się zbierałam w sobie, żeby to zrobić. Na studiach jeździłam do agroturystyki z koleżanką, bardziej stacjonarnie. A potem to już nie wiem, po prostu chciałam jeździć sama. I najlepszym rozwiązaniem było pójść w góry, w Tatry. „No bo kiedy jak nie teraz?„ Było to pod koniec studiów.
– Jak w ogóle przygotować się do tak długiej wyprawy? Przecież to tyle kilometrów. Jak to wszystko rozplanować?
A. D.: Nie da się wszystkiego rozplanować, a zbyt dużo planowania też nie jest dobre. Marnujemy energię na te przygotowania, a potem wszystko idzie inaczej niż zaplanowaliśmy, więc nie ma sensu wszystkiego dokładnie planować. Chyba, że jest to krótka podróż, wtedy nie mamy wyjścia i musimy się trzymać tego planu. Przy dłuższej jest większa dowolność. Zawsze sprawdzam najpierw na ile Polacy dostają wizę w danym kraju, bo od tego zależy czy mogę tam podziałać czy nie. Potem sprawdzam warunki klimatyczne, w jakim sezonie należy jechać itd. No i oglądam na Utubie czy ktoś już ten szlak przeszedł. Patrzę czy jest fajny, czy mi się podoba.
– A woda? W niektórych rejonach to nie problem, ale co z terenami pustynnymi, w Stanach na przykład?
A. D.: No tak, wodę trzeba nosić. Średnio noszę tak 1 litr na 8-10 kilometrów. To zależy jak bardzo jest gorąco. No i oczywiście woda waży, chyba najwięcej z całego plecaka.
– A jeszcze jedzenie, namiot, karimata…
A. D.: Tak tak tak, sprzęt biwakowy i jedzenie.
-Ile tak mniej więcej niesie Pani na plecach?
A. D.: To różnie. Zależy jak daleko jestem od sklepu. Jeśli blisko to prawie nic już nie mam w plecaku – tylko sprzęt, który waży jakieś 6 kg, plus woda. W najlepszym przypadku plecak waży 7 kg – bo nie mam już jedzenia i został mi litr wody. Ale to się rzadko zdarza. Przy wyjściu z miasta, jeżeli zakupię jedzenie na powiedzmy 5 dni, to niosę ok.15-16 kg. A w przypadku kiedy musiałam nieść 7 kg jedzenia i wodę na 2 dni ( 8 litrów)- to było chyba 22 lub 23 kg. No był ciężki…
-Potrafię to sobie wyobrazić. A jak Pani potrafi wstać rano i stwierdzić „idę dalej”? Bo nogi pewnie bolą, prawda?
A. D.: Czasem bolą. Teraz bolą już znacznie mniej. Na początku bolały bardzo… Teraz jestem już tak przyzwyczajona, że w zasadzie mnie nie bolą – przynajmniej tyle. Zresztą teraz trochę więcej się relaksuję niż dawniej. Kiedyś wstawałam po ciemku. Ubranie często było mokre od deszczu, zimne i wstrętne. Albo był przymrozek i zamiast porannej ciepłej kawy był lód w butelce. To nie jest przyjemne niestety. Ale kiedyś trzeba wyjść na szlak. A żeby iść, trzeba najpierw wyjść ze śpiwora.
– Czyli nocuje Pani w namiocie, na dziko?
A. D.: Tak. Niezwykle rzadko korzystam z noclegów płatnych. Generalnie namiot, jakieś tam wiaty, szopy, garaże, miejsca szczęśliwie znalezione przypadkiem.
– Podczas prelekcji wspominała Pani, o nocowaniu w toalecie w Japonii. Mały chłopiec w rzędzie przede mną wytrzeszczył wtedy oczy i zapytał: „Ale jak to, w TOALECIE?”.
A. D.: Dzisiejsza młodzież…
– Ale właściwie to wcale niegłupi pomysł. Szczególnie, że mówi się o Japonii jako o czystym i zadbanym kraju.
A. D.: Było czyściutko i wszystko świeżo wymyte. Dostęp do wody, czysta umywalka, światło, gniazdko z prądem. Nie padał deszcz i można się było zamknąć.
– Czy jest takie miejsce, które odkryła Pani podczas wypraw i nadal za nimi tęskni?
A. D.: Mam takie miejsca, dwa lub trzy. Północna Karolina i południowa część Appalachów. Kwitną tam wspaniałe rododendrony. Było tak uroczo i były wiaty do spania. Drugie miejsce to Estonia, zwłaszcza estońskie plaże i różne takie chatki-wiatki poukrywane w lesie. Tam jest tak spokojnie i nikogo nie ma, zwłaszcza po sezonie. A trzecie miejsce to Wyoming, bo góry są tam po prostu przepiękne.
– A takie jedno wymarzone miejsce? Ja wiem, że ciężko wybrać tylko jedno…
A. D.: Z przyszłości to nie mogę zdradzić.
– Nie?
A. D.: Zresztą nie wiem jakie by to mogło być miejsce. Jeszcze go nie widziałam. Znaczy fajnie będzie zobaczyć Himalaje. Na pewno w przyszłości się tam wybiorę. Myślę, że zachwyt tylu ludzi nie jest bezpodstawny.
– A plany na najbliższą przyszłość? Czy może je nam Pani zdradzić?
A. D.: Nie zdradzam. To znaczy teraz wybieram się w lubelskie na szlak partyzancki. O tym mogę mówić, bo to nie jest wielka wyprawa, ok. 210- 220 km.
– Tylko takie tam. Przebieżka…
A. D.: Po Wielkanocy, żeby rozgrzać się trochę przed sezonem. Trzeba trzymać formę.
– A jak wygląda pogodzenie życia w Polsce, rodziny pracy z ciągłymi wyprawami? Pisze Pani książki, prawda?
A. D.: Staram się. Ale rzeczywiście to jest wielka różnica i powrót ze szlaku zawsze jest czymś trudnym. Siedzę przed komputerem w cieple, nic mi nie pada na głowę i piszę. Ale też, montuję filmy na YouTuba i ślęczę nad tym po 8 godzin dziennie i często nawet weekendów nie mam wolnych. Mam też dużo prezentacji na takich festiwalach jak Kolosy. Pisuję czasem artykuły. Pracuję nad książką. Mam nadzieję, że ją skończę kiedyś. No ale oczywiście miło jest też spotkać się z rodzinką.
– To tak na zakończenie: Czym są dla Pani Kolosy i od kiedy Pani tu bywa?
A. D.: To jest festiwal podróżniczy, a właściwie spotkania podróżników, jak sami organizatorzy je nazywają. One istnieją od bardzo wielu lat. Ja jestem tu co roku od 2016r. Przywykłam już do tego. Największy festiwal w kraju, na sale wchodzi 4 tysiące zainteresowanych. Dla prelegenta to jest wspaniała rzecz, jak tyle osób chce go słuchać. To mój ulubiony festiwal i dlatego jestem tu po raz ósmy i będę tu jeszcze wracała.
-Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.
Pani Agnieszka Dziadek przez ostatnie lata przeszła ponad 40 tysięcy kilometrów. Wędrowała po szlakach w Ameryce, Europie i Azji. Jej ostatnia wyprawa zabrała ją do Japonii i to o tym opowiadała podczas tegorocznych Kolosów.
A do udziału w przyszłych Kolosach ( 21-23 marca 2025) serdecznie Was zachęcam. Można poznać niesamowitych ludzi z pasjami, którzy nie boją się żyć pełnią życia.


