Recenzja: Flow
czyli czy „bajka” o kocie może zachwycić krytyków?

Światowa premiera filmu odbyła się już w pierwszej połowie 2024 roku, mimo tego produkcja trafiła do Polski dopiero pod koniec stycznia 2025 roku. Miał wówczas na koncie ponad 20 nominacji do międzynarodowych nagród i kilka statuetek, w tym Złoty Glob w kategorii „Najlepszy film animowany”. Z początkiem marca został także wyróżniony Nagrodą Akademii Filmowej w kategorii „Najlepszy długometrażowy film animowany”. Mowa tu oczywiście o produkcji Gintsa Zilbalodisa – Flow. Łotewski reżyser poświęcił swoją karierę produkcji filmów animowanych. Po raz pierwszy przykuł uwagę międzynarodowej publiki w 2019 roku, prezentując Odległą krainę, jednak jego największym dotychczasowym sukcesem okazuje się być historia czarnego kota stającego w obliczu globalnego kataklizmu.


Flow to historia o klimatycznej katastrofie, opowiedziana z perspektywy pozostawionego samemu sobie kota. Fabuła nie wyjaśnia co stało się z ludźmi, pewnym jest jednak, że na ekranie możemy zauważyć pozostałości po znanej nam cywilizacji. Wraz ze wzrastaniem poziomu wody, główny bohater zostaje zmuszony do podróży na łodzi z kapibarą w celu ocalenia swojego życia. Z biegiem wydarzeń ich obdrapaną jednostkę pływającą przepełnia coraz więcej przedstawicieli różniących się od siebie gatunków zwierząt. Mierząc się z coraz to ciekawszymi a zarazem trudniejszymi do przezwyciężenia przeszkodami, pozbawieni wspólnego języka bohaterowie, egzystują w rozdarciu pomiędzy więzią wytworzoną w małej społeczności na łodzi a indywidualnymi pragnieniami.
Produkcja Gintsa Zilbalodisa zaskakuje widzów na całym świecie faktem, iż nie zawiera ani jednej kwestii. Film jest jednak wręcz przepełniony dźwiękiem. Każdy ruch bohaterów, szum wiatru oraz dowolne inne zjawisko pogodowe jest wyraźnie akcentowane. Można wręcz odnieść wrażenie, że każde źdźbło trawy we Flow ma zdolność artykulacyjną. Dodatkowo, przestrzeń przepełnia idealnie zsynchronizowana z przebiegiem akcji muzyka, która staje się komentatorem zdarzeń. Jej rytm wydaje się być wręcz uzależniony od bicia serc bohaterów, co dodatkowo pozwala nam, widzom, wczuć się w klimat opowieści.

Kwestię braku dialogów można postrzegać jako atut także w odniesieniu do fabuły. Bohaterowie na łodzi reprezentują różne gatunki i wywodzą się z innych środowisk, manifestują odmienne postawy, jednak do zrozumienia ich zachowań, co ciekawe, zupełnie nie potrzeba słów. Zindywidualizowany charakter kota zostaje skontrastowany z psią potrzebą przynależności do grupy, a histeryczne zachowania lemura spowodowane utratą nieustannie kolekcjonowanych przedmiotów ze stoickim wręcz spokojem kapibary. Jej natomiast przywództwo zostaje wystawione na próbę w obliczu pojawienia się pełnego szlachetności ptaka. Produkcja zdaje się podkreślać wymienione przeze mnie różnice, jedynie w celu ukazania podobieństw pomiędzy zwierzętami. Wszyscy walczą o przetrwanie i każdy z nich nosi w sobie słabość później wystawioną na próbę. Ponadto, i co wydaje się najważniejsze w przesłaniu filmu, po czasie zaczynają łączyć ich silne emocje, które przeradzają się w przyjaźń. Tak więc, powracając do myśli w sprawie braku dialogów, należy zauważyć, iż wysnucie podobnych wniosków nie opiera się na deklaracjach, ale zachowaniu. Producenci animacji, umieszczając swoich bohaterów w sytuacji skrajnych przeżyć, zwracają uwagę na to, że ostatecznie to nie słowa, lecz czyny powinny mieć dla nas znaczenie. Jak już wspomniałam, twórcy nie wahają się wystawiać postaci na ekranie na ciągłe próby, bo to właśnie w sytuacjach granicznych odnajdują oni swoje prawdziwe oblicze. Najbardziej widoczne stają się ich lęki, choć w podobnych scenach kluczowe zostają odwaga i resztki sił potrzebne do przezwyciężenia obaw. Opisywanego przeze mnie filmu nie należy mylić z przygodową historią opartą na przemierzaniu przestrzeni, bo choć owszem, nasi bohaterowie rzadko stają w miejscu, podróżują oni przede wszystkim w głąb siebie. Na tle przebiegu historii można dostrzec małe akcenty zmian, które w starciu z obawami zapewniają uważnym widzom prawdziwą huśtawkę emocji pomiędzy euforią, a głębokim smutkiem jakim cała produkcja jest przepełniona.

„Flow” to typ produkcji, w której nie liczy się jedynie obraz, lecz także jego wnikliwa interpretacja. Prawdziwy sens, doceniany przez krytyków na całym świecie, wynika z uniwersalności tematyki w filmie poruszanej. Jak już zostało wspomniane, bohaterowie prezentują typy pewnych zachowań zarówno życiowych jak i tych spodziewanych w czasie apokalipsy, sama definicja typu nie dopuszcza jednak zmiany, której wszyscy się poddają. „Typami” postaci są jedynie z pozoru, gdyż cała historia prezentuje przede wszystkim starcie charakterów. I mam tu na myśli nie tylko relacje w jakie wchodzą ze światem czy samymi sobą, lecz także więzi tworzące się pomiędzy reprezentantami tak odmiennych sposobów postrzegania rzeczywistości. Istotą smutku jaki przepełnia w trakcie seansu nie jest jedynie oglądanie niewinnych istot w obliczu zagłady, ale także rozumienie tego, z czym mierzą się emocjonalnie.

Skupiając się na kwestiach zdecydowanie bardziej technicznych, należy zwrócić uwagę na przepiękną, bogatą kolorystykę, która została uwydatniona przez niemal nieustającą grę świateł. Wyjątkowość przestrzeni podkreśla także ciągły ruch i oddziaływanie pomiędzy scenerią a bohaterami. Ponadto, animacja wykonana jest w bardzo przemyślanym i precyzyjnym stylu. Postaci i ich otoczenie wzajemnie się uzupełniają. Kluczowa dla fabuły woda nie tylko jest doskonale dopracowana, ale także odrębna i podporządkowana wiodącej kresce, wystylizowano ją na współgrającą z przestrzenią, choć jest w wielu miejscach intruzem. Ze swojej strony doceniam również fakt, iż kolorystyka fali powodziowej rożni się od barwy wody w trakcie burzy czy spokojnego dryfowania. Od myśli filozoficznej Heraklita z Efezu („panta rhei”) woda jest wręcz symbolem zmienności, dużym niedopatrzeniem byłoby zatem pozostawienie jej w stałości. W dodatku, nieustannemu ruchowi poddawana jest także kamera. Ciekawym, obecnie dość rzadko spotykanym, zabiegiem, zwłaszcza w animacjach, jest niewielka ilość cięć. Są one obecne, gdy sceneria ulega zmianie, jednakże kamera wodzi za postaciami i wzdłuż całego horyzontu, gdy takiej potrzeby nie ma. Oprócz poczucia uczestnictwa w fabule i dynamiki, nadaje to także pewne walory estetyczne – jako widzowie, przemieszczając się z punktu do punktu wzdłuż scenerii, jesteśmy w stanie dokładnie poznać otaczający nas krajobraz.

Mówiąc o dokładności i technice w jakiej animacja została wykonana, nie sposób jest nie wspomnieć o podziwie, jaki wywołuje maksymalne wykorzystanie budżetu produkcji. Jak podaje strona „Variety” twórcy potrzebowali jedynie 3.5 miliona euro (3.7 miliona dolarów) do wyprodukowania Flow (dla porównania, w innym artykule tej samej strony możemy zobaczyć, iż budżet W głowie się nie mieści 2 wyniósł 200 milionów dolarów). Oczywiście trudno jest się nie zgodzić, że napisanie dialogów i opłacenie osób gotowych użyczyć głosu postaciom wiąże się z ogromnymi kosztami, jednakże nie zamierzam tu oceniać wykorzystania możliwości budżetowych w przypadku innych produkcji, lecz podkreślić, jak ciekawym międzynarodowo zjawiskiem staje się film Gintsa Zilbalodisa w tej kwestii. Oczywiście w wykonaniu 3D można zauważyć odmienność stylu animacji od tego znanego nam z hollywoodzkich produkcji, jednakże konsekwencja z jaką animacja została wykonana, zdaje się przemieniać ograniczenia finansowe w nowy styl tworzenia sztuki filmowej. Ponadto, wartym docenienia jest także zmysł w operacji środkami, jakim wykazali się twórcy. Postaci nie mają w sobie ani odrobiny z typowego wykonania sierści. Obecność futra i piór akcentowana jest w oryginalny sposób, oszczędzający czas i koszty produkcji, nie tylko wspomagając kreację oryginalnego stylu animacji, ale też zachowując więcej możliwości dla kreacji elementu kluczowego – wody. Muszę przyznać, iż jestem pod ogromnym wrażeniem wyważenia opisywanej tu produkcji. Nie da się w niej znaleźć elementu, który byłby znacznie gorzej lub lepiej wykonany od przeważającej większości scenerii, dzięki czemu widzowie są zatopieni w fabule od początku produkcji do napisów ją kończących.

Flow to produkcja ukazująca to, czego oczekuje się od współczesnego kina, w sposób, jakiego dotąd nie udało się nikomu uzyskać. Od wielu lat można zaobserwować trend, w którym na srebrnym ekranie prezentuje się głównie filmy oparte na emocjach i penetracji ludzkiej psychiki, jednak mało komu udaje się to zrobić satysfakcjonująco. Flow jako animację można łatwo zbagatelizować, jednak przy dokładnym zagłębieniu się w fabułę, co twórcy ułatwili nam pozbywając się dialogów, tworząc fascynującą ścieżkę dźwiękową i krajobrazy, uważny widz dostrzeże na obdrapanej łodzi miniaturę ludzkości. Film Gintsa Zilbalodisa to nie potocznie nazywana „bajka” o kocie, to historia o tożsamości, odwadze, lojalności i przyjaźni, która staje się podstawą do zgłębienia samego siebie. To przejmująca opowieść o tym, kogo widzimy we własnym odbiciu i o tym, kto odbija się obok nas.

Bibliografia:
’Flow’s’ Incredible Global Success By The Numbers
’Inside Out 2′ Surpasses 'Frozen 2′ as Highest-Grossing Animated Film
