Wywiad: Matma z Panem Lechem
Pan prof. Jacek Lech od wielu lat uczy w naszej szkole matematyki i cieszy się dużą popularnością wśród uczniów. Jego styl nauczania sprawia, że lekcje matematyki są przyjemne, a czasem stają się nawet powodem uśmiechu. Pan Lech zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań związanych z matematyką i życiem osobistym. Zapraszam do przeczytania wywiadu. Na pewno znajdziecie tu mnóstwo ciekawostek.
Redakcja: Jak zaczęła się Pana przygoda z nauczaniem i czy zawsze chciał Pan uczyć matematyki?
Pan prof. Lech: Tak, chciałem. To jest dosyć skomplikowana historia, ponieważ chciałem być nauczycielem jeszcze w dzieciństwie. Potem w liceum niektórzy przekonywali mnie, że jednak zawód nauczyciela nie jest najlepszą ścieżką kariery. Że powinienem zdobyć zawód, powiedzmy, „bardziej prestiżowy”. Rzeczywiście dałem się przekonać i poszedłem na politechnikę. Mimo że studiowałem bez problemów to jednak wiedziałem, że inżynier ze mnie dobry nie będzie. Po politechnice poszedłem jeszcze na studia matematyczne na uniwersytecie, a gdy je skończyłem zostałem nauczycielem matematyki. Czyli rzeczywiście zawsze chciałem być nauczycielem i nawet kiedy mnie chwilami przekonano, że to nie jest dobry pomysł to do niego wróciłem i niczego nie żałuję.
R: Dlaczego wybrał Pan akurat naszą szkołę?
L: Prawdę mówiąc, gdy skończyłem studia trochę nie wierzyłem, że mogę być zatrudniony w Trójce, ponieważ Trójka zawsze miała wysoki prestiż, więc wydawało mi się, że pracować tutaj jest czymś nieosiągalnym. Ale sam jestem uczniem Trójki, więc serce mnie tutaj ciągnęło. A w szkole zwolniło się w tamtym czasie miejsce nauczyciela informatyki. Wskoczyłem w to wolne miejsce, żeby się zaczepić, bo przygotowanie do nauczania informatyki też miałem, a po roku nauczania informatyki odeszła jedna z nauczycielek matematyki. Udało mi się zając to miejsce i tak już zostało.
R: Czyli był Pan od samego początku nauczycielem w Trójce?
L: Tak, to jest moja pierwsza praca. Miałem epizody, gdzie uczyłem jeszcze w innych szkołach, ale nigdy nie zerwałem kontaktu z Trójką. Bywało, że pracowałem w dwóch szkołach, ale od początku kariery byłem zatrudniony tutaj.
R: Czy matma zawsze była Pana ulubionym przedmiotem?
L: Tak, zdecydowanie matematyka, chociaż jeszcze bardzo lubię fizykę. Często np. dla przyjemności słucham popularnonaukowych wykładów z fizyki, bo fizyka tłumaczy jak świat działa i to jest dla mnie też fascynujące.
R: Jaki jest Pana ulubiony dział matematyki?
L: Hmm, chyba jednak analiza matematyczna. To jest dział matematyki, który dotyczy pochodnych i całek. Jest on dosyć zaawansowany, ale dochodzi się do niego jeszcze w szkole średniej, na rozszerzeniu.
R: Który profil lubi Pan uczyć najbardziej?
L: Prawdę mówiąc najbardziej lubię uczyć w IB. To dlatego że tam jest inne spojrzenie na matematykę niż w polskiej szkole. Mógłbym uczyć matematyki w każdej klasie, ale IB pozwala mi na trochę większa swobodę i takie mniej rygorystyczne podejście mi się podoba. Gdybym musiał wybierać między IB, a polskim programem to dalej chciałbym uczyć w IB.
R: Czy ma Pan ulubione równanie matematyczne?
L: To, które mają wszyscy. Jest takie równanie, które nazywa się najpiękniejszym wyrażeniem matematycznym na świecie. Jest ono bardzo zwięzłe i zawiera podstawowe liczby używane w matematyce. Jest to 0, 1, liczba e, liczba pi i liczba i, czyli liczba urojona równą √-1. To jest jedno zwięzłe równanko, w którym wszystkie 5 liczb występuje.
R: Czy istnieje taki dział matematyki z którym Pan w przeszłości miał trudności?

L: Jest taki – równania różniczkowe. Miałem z nimi trudności, bo żeby opanować ich rozwiązywanie trzeba zapamiętać mnóstwo metod. Przy pierwszym spojrzeniu na równanie trzeba domyśleć się która metoda jest najwłaściwsza. Ponieważ tych metod jest bardzo dużo, to trudno się domyśleć. Dla mnie to było takie mozolne i nieprzyjemne, ponieważ to była sama pamięciówka. Niby matematyka polega na rozumowaniu – mniej pamiętać a więcej wykombinować, ale niestety trzeba było zapamiętać te wszystkie metody, żeby móc je szybko zastosować. Próbowało się jedną metodę – nie wyszło, drugą metodę – nie wypaliło. Nie chciałbym być fachowcem, który tym się zajmuje. Oczywiście doceniam równania różniczkowe, ponieważ jest to potężne narzędzie matematyczne nie tylko w samej matematyce, ale też poza nią. Rozwiązuje wiele problemów inżynierskich, ale też w dziedzinie ekonomii czy biologii.
R: Teraz trochę inny temat, jaką książkę Pan poleca?
L: O, mam rzeczywiście kilka ulubionych książek, ale rzadko kiedy wracam do tej samej książki, bo czytam bardzo powoli. Jedni łykają książki w locie, a ja czytam powolutku, powolutku. Dlatego kiedy już przeczytam to szkoda mi czasu na powracanie do tego samego tekstu. Ale są książki do których wracałem. Moimi ulubionymi, przy których wciąż mam ciarki są „Alicja w krainie czarów” oraz „Po tamtej stronie lustra i co Alicja tam znalazła”. Film oglądałem trochę z niechęcią, bo mi psuje moje obrazki, zwłaszcza w takiej książce, gdzie wyobraźnia odgrywa dużą rolę. W tej książce piękne pomieszanie jest wyobraźni z matematyką. Autorem był matematyk i dlatego w powieści jest dużo odnośników do zagadnień matematycznych i przyrodniczych. To jest książka pełna ciekawostek, mam wydanie z adnotacjami zrobionymi przez innego matematyka i dlatego taki mądry jestem, bo sam bym pewnie też nie wszystko wygrzebał. Te adnotacje pozwoliły mi zrozumieć wiele podtekstów.
R: Czy trenował Pan kiedyś i jaką dyscyplinę sportową?
L: Wyczynowo to nie. Przez połowę życia a może nawet więcej grałem natomiast w piłkę nożną, bo ja chcę długo żyć. W końcu musiałem zaprzestać, bo łatwo tam o kontuzję. Jednocześnie amatorsko, ale systematycznie trenowałem piłkę siatkową i w siatkówkę gram dalej. Jutro mam mecz, a dwa razy w tygodniu trenujemy. Spotykamy się ze znajomymi z boiska i gramy towarzysko.
Sportem, który uprawiam systematycznie jest też jazda na rowerze, choć kolarstwem bym tego nie nazwał. Oprócz tego, że jeżdżę codziennie do szkoły rowerem, co nie jest wielkim wyczynem, robię wyprawy turystyczne w wakacje. Biorę sakwy i jadę na 10 dni czy 2 tygodnie. Pokonuję wtedy od tysiąca do dwóch tysięcy kilometrów. Najdłuższe były z Antwerpii do Gdyni oraz trasa przez Szwecję, Finlandię, Estonię, Łotwę i Litwę. Ale największe wrażenie zrobiła na mnie wyprawa wokół Irlandii.
R: Czy ma Pana ulubionego siatkarza?
L: Najbardziej lubię rozgrywających, bo są szarą eminencją. Jak ktoś się zna na siatkówce to można dostrzec, jak kombinują i jak dyrygują kolegami. Najlepszy rozgrywający, którego pamiętam to Paweł Zagumny. „Guma” skończył już karierę, ale był świetnym rozgrywającym reprezentacji Polski.
R: Uczniowie z 3 IB pytali jeszcze o Pana ulubionego tenisistę, czy to ma jakiś kontekst?
L: Tak pytali, bo starałem się podać barwny przykład skorelowanych cech. Użyłem akurat przykładu z tenisa. Ja lubię tenisa, oglądam go, ale prawdę mówiąc głównie przez to, że moja żona amatorsko gra w tenisa i chętnie kibicuje. Ilekroć jest jakiś turniej na świecie, u nas w telewizorze leci mecz za meczem, a ja chcąc nie chcąc, przechodząc obok ciągle jestem na bieżąco z tymi wydarzeniami. Owszem, dużo oglądam tenisa.
Ciąg dalszy wkrótce…
