Kto wie, ten wie – Na marginesie. Medycyna a kobiety.
Massachusetts, Stany Zjednoczone Ameryki, 2008. Lexi umierała. Nie wiedziała na co, ani dlaczego, ale była przekonana, że umiera. W wieku 15 lat zaczęła cierpieć na bardzo obfite krwawienie w trakcie miesiączki oraz bóle brzucha tak silne, że uniemożliwiały jej normalne funkcjonowanie. W ciągu dziesięciu lat usiłowała skonsultować te objawy z trzema pediatrami, onkologiem, gastrologiem, dwoma lekarzami rodzinnymi i czterema ginekologami. Cały ten sztab fachowców był w stanie przepisać jej jedynie progesteronowe tabletki antykoncepcyjne i leki przeciwzapalne, które niestety nie pomogły. Jedyna diagnoza jaka została postawiona to “obfite krwawienie miesięczne”. Kilka lat później, bóle się nasiliły, a Lexi otrzymała kolejną diagnozę – zespół jelita drażliwego. W ramach leczenia miała zażywać… olejek miętowy.
Po wielu kolejnych konsultacjach z różnymi lekarzami, pacjentka trafiła do radiologa, który zasugerował wykonanie USG jamy brzusznej, podejrzewając problemy ginekologiczne. Badanie ujawniło obecność torbieli na obu jajnikach. Wkrótce potem dokonano chirurgicznego usunięcia guzów, a u Lexi zdiagnozowano IV stadium endometriozy. Cały proces diagnozowania trwał nieco ponad dekadę.
O tej historii wręcz chciałoby się powiedzieć “to był na pewno wyjątkowy przypadek, wiadomo że nikt nie zdiagnozuje bardzo rzadkiej choroby w tydzień”. Problem polega na tym, że Lexi jest jedną z ponad 176 milionów kobiet na całym świecie, które spotkało nieszczęście oczekiwania na diagnozę długie lata.

Endometrioza to przewlekła choroba żeńskiego układu rozrodczego, polegająca na rozroście błony śluzowej macicy (endometrium) poza jamą macicy. Wiąże się ona, jak w przypadku Lexi, z krwawieniem i bólem brzucha, lecz również z szeregiem problemów pokarmowych, nieprawidłowościami hormonalnymi oraz często migreną. Według najnowszych badań, na endometriozę cierpi jedna na dziesięć Polek, lecz czas diagnozy wciąż wynosi od 7 do 10 lat. Dlaczego więc choroba, która po raz pierwszy została rozpoznana już w 1860 roku, a nazwana i zdefiniowana w 1927, wciąż jest owiana tajemnicą, i nadal nie doczekała się wiarygodnego testu?
Literatura sugeruje, że problem z rozpoznaniem endometriozy powodują jej niespecyficzne objawy, brak świadomości społecznej, czy niewystarczające fundusze na badania. Wszystko to jest oczywiście prawdą, ale warto zadać sobie pytanie, czy sytuacja byłaby inna, gdyby na endometriozę cierpieli też mężczyźni.

Przez tysiąclecia świat medycyny należał do mężczyzn. Choć na przestrzeni wieków stworzyli oni dość wyczerpujący obraz swoich własnych ciał, to zawsze znajdowali dobrą wymówkę, by zignorować kobiety, a ich specyficzne problemy medyczne zostawiać raczej na marginesie.
W czasach starożytnych, ojciec współczesnej medycyny Hipokrates, a także wielki filozof – Platon rozpropagowali teorię o wędrującej macicy. Według nich, macica była żywym stworzeniem, które z braku aktywności seksualnej wysuszało się i wędrowało w górę organizmu w poszukiwaniu wilgoci, powodując przy tym liczne symptomy. Wędrującą macicą tłumaczyli więc starożytni wiele chorób, na które zapadały kobiety.

Dogmaty religijne średniowiecza jeszcze bardziej zbagatelizowały problemy kobiet. Choć starożytna teoria wędrującej macicy miała się dobrze, na popularności zyskały także “diagnozy” czarów i opętania, a lekami skutecznie pomagającymi w schorzeniach kobiet stały się m.in. egzorcyzmy.
Mijały wieki, postęp naukowy i techniczny przyspieszał, świat zmieniał się nie do poznania, tymczasem medycyna w kwestii kobiet tkwiła w przestarzałych, ale utartych przekonaniach. Wspomnę tu choćby o wiktoriańskiej pladze diagnozowania histerii, jako przyczyny każdego problemu jakiego doświadczała kobieta – psychicznego, bądź fizycznego. Histeria – od greckiego “hystera” (czyli macica), wciąż opierała się na teoriach starożytnych…

Możemy przyjąć, że jedną z głównych przyczyn tak słabego rozwoju medycyny dotyczącej kwestii specyficznie kobiecych był brak kobiet studiujących i praktykujących medycynę. Przez wiele wieków obyczaje i przekonania skutecznie odcięły kobiety od możliwości oficjalnego praktykowania medycyny, a więc także od wniesienia do tej gałęzi wiedzy własnych odczuć i doświadczeń. O ile w wiekach dawnych wiele kobiet uznawano za lekarki, ponieważ skutecznie zajmowały się położnictwem, czy ziołolecznictwem, to w średniowieczu uniemożliwiono praktykowanie medycyny wszystkim osobom nieposiadającym ukończonych studiów w tym kierunku. Z racji, że kobiety nie były mile widziane na uniwersytetach, ich fach został zdominowany przez mężczyzn, a kobiety-lekarki powróciły do zawodu (nie bez oporów ze strony tradycjonalistów) dopiero w XIX wieku.

Gdy w epoce renesansu umożliwiono sekcje zwłok w celach naukowych, pojawiła się kolejna przeszkoda na drodze do zrozumienia ciał kobiet. Zwłoki udostępnione do badań, pochodziły od skazanych przestępców, statystycznie najczęściej byli to mężczyźni. I tak skutecznie wykształcił się w medycynie fenomen, który dziś nazywamy „męską normą”.
Przekonanie o tym, że kobieta jest mas occasionatus – „wybrakowanym mężczyzną”, zapoczątkował już Arystoteles. Przez stulecia, powszechnie uznawano, że kobieta jest mniejszą, słabszą wersją męskiego ideału. Święty Tomasz z Akwinu założył wręcz, że w trakcie życia płodowego, męski zarodek wcześniej wykształca duszę. Obecnie pojęcie “anatomia”, odnosi się do anatomii mężczyzn, kobiety pojawiają się w atlasach anatomicznych epizodycznie, głównie przy okazji układu rozrodczego, a wszelkie badania nad funkcjonowaniem ciała ludzkiego oraz działaniem leków odnoszone są do “typowego mężczyzny” o wadze 70 kg.

Konsekwencje tych dawnych dziejów dla medycyny współczesnej są znacznie poważniejsze, niż można by się spodziewać. W badaniach klinicznych leków nadal większość badanych stanowią mężczyźni. Z naukowego punktu widzenia ma to oczywiście sens – mężczyźni mają stabilne stężenie hormonów, podczas gdy u kobiet zmienia się ono wraz z fazami cyklu miesiączkowego. Naukowcom naturalnie najbardziej opłaca się wybrać mniej problematyczny obiekt badawczy, co niestety notorycznie doprowadza do zaniedbań w leczeniu kobiet. Dowiedziono bowiem, że większość leków testowanych na mężczyznach, na kobiety działa inaczej, lub nie działa wcale. Przeprowadzono nawet badania statystyczne, które wykazały, że drugim najczęściej występującym skutkiem przyjmowania jakichkolwiek leków przez kobiety jest ich nieskuteczność.
Choć fakt, że kobiety i mężczyźni różnią się od siebie już na poziomie komórkowym, został wielokrotnie potwierdzony przez licznych ekspertów, zawsze znajdą się sceptycy. W 2014 roku Scientific American ubolewał, że uwzględnianie obu płci w eksperymentach to marnotrawstwo środków. Niektórzy badacze, przekonując, że różnice międzypłciowe są nieistotne, oponują przeciwko włączeniu kobiet do badań klinicznych. Tłumaczą, że płeć biologiczna, co prawda może mieć znaczenie, ale ze względu na brak porównywalnych danych – wynikających oczywiście z historycznych zaniedbań – obowiązkowe uwzględnianie kobiet w badaniach klinicznych jest niewskazane.

We współczesnym świecie medycyny zaniedbania wobec kobiet widoczne są na każdym kroku. Schorzenia dotykające obie płcie są znane jedynie przez pryzmat symptomów prezentowanych przez mężczyzn, co znacznie spowalnia ich diagnozowanie u kobiet, nawet w tak poważnych przypadkach jak udar, czy zawał. Objawy kobiet klasyfikowane są jako “niespecyficzne”, mimo że są dla tej płci absolutnie normalne. Leki, zwłaszcza przeciwbólowe, albo działają słabiej niż powinny, albo w ogóle nie działają, albo są pacjentkom odmawiane – gdy kobiety skarżą się na ból, znacznie częściej otrzymują środki uspokajające niż przeciwbólowe. Dolegliwości dotykające wyłącznie kobiet, jak na przykład endometrioza, nie są dogłębnie badane. Według statystyk, pięć razy więcej funduszy jest przekazywane na poszukiwanie rozwiązania dla męskiej impotencji, niż bolesnego zespołu napięcia przedmiesiączkowego, będącego wśród kobiet dolegliwością powszechną.

I tak wracamy do Lexi – do współczesnej kobiety w nowoczesnym świecie przez dekadę czekającej na prawidłową diagnozę choroby właściwej tylko dla jej płci. Krytyczne spojrzenie na dzisiejszą medycynę, jasno ukazuje słabą pozycję kobiet w świecie stworzonym, przez mężczyzn, dla mężczyzn. Warto zagłębić się w tę fascynującą historię, która wciąż ma wpływ na życie i zdrowie połowy ludzkości, aby przesądy i uprzedzenia przenikające współczesną medycynę, wywodzące się z teorii wędrujących macic czy histerii, jak najszybciej znalazły swoje miejsce na śmietniku historii.
Po więcej treści związanych z traktowaniem kobiet przez medycynę i naukę w męskim świecie odsyłam do następujących pozycji:



