W Ogólności

Gazetka Uczniów III Liceum Ogólnokształcącego im. Marynarki Wojennej w Gdyni

Różne

Niedźwiedzie morskie

Basia Midziak

Z pewnością niejednokrotnie słyszeliście określenie ,,wilk morski”. Zapewne zastanowiło Was, skąd się ono wzięło. Może nawet usłyszeliście kiedyś mniej, lub bardziej wiarygodne wyjaśnienie. Co by było, gdybym jednak powiedziała wam, że ,,wilk morski” to po prostu pomyłka niedouczonego skryby, który wilka w życiu na oczy nie widział i dlatego z łatwością pomylił go… z niedźwiedziem? A tak, z niedźwiedziem właśnie, bowiem od dawien dawna, od czasów jedynie legendami obecnie opisanymi, dzielnych i śmiałych żeglarzy z terenów obecnej Polski określało się właśnie mianem Niedźwiedzi Morskich. No dobrze, powiecie, ale w takim razie – dlaczego niedźwiedzi? Odpowiedź na to pytanie tkwi w takiej oto gdyńskiej legendzie: 

Legenda o morskim niedźwiedziu

Dawno, dawno temu, lecz nie za górami i lasami, a na oksywskim wybrzeżu, stał zamek. Wspaniały i potężny, dokładnie taki jak władająca nim książęca para. Książę był waleczny, a jednocześnie dobry i szczodrobliwy dla swoich poddanych. Z kolei księżna słynęła ze swej urody i niezwykłej mądrości. Wprost modelowa para książęca, z której należy co rychlej brać przykład. Jednakże ich życie nie było tak wspaniałe i pozbawione trosk jakby to mogło wydawać się osobom postronnym. W zamku bowiem oprócz nich mieszkała również przebrzydła wiedźma. Dlaczegóż w takim razie książę się jej nie pozbył, zapytacie? Otóż, wiedźma wiedźmą była z charakteru, lecz z urodzenia – jego matką. A matki oczywiście pozbyć się nie wypada. Nawet wtedy, kiedy owa matka na wszystkie możliwe sposoby stara się pozbyć znienawidzonej synowej. Pewnego lata, książę wraz ze swymi wojami wypłynął w morze, aby utemperować zapędy coraz silniej rozzuchwalonych piratów. Księżna – matka została w zamku ze swoją synową, z czego obydwie były wysoce niezadowolone. Młodej księżnej jedyną radość, w tym trudnym okresie, sprawiały długie wędrówki po zamkowych ogrodach i okolicznych lasach, oraz zabawa z ukochanym oswojonym niedźwiadkiem. Stara wiedźma z kolei siedziała w swej komnacie i knuła. Wreszcie zdawałoby się, że los zaczął sprzyjać księżnej – matce. Żona jej syna okazała się być w ciąży i w czasie jego nieobecności powiła dziecko. Lecz cóż to było za dziecko! Już od pierwszych dni swojego życia było całe porośnięte twardą szczeciną, dziwnie podobną do szczeciny pałacowego niedźwiadka. Wśród dworu nastąpił rozłam. Część służby była przekonana, że to czary wiedźmy, matki księcia, przyczyniły się do takiego a nie innego wyglądu niemowlęcia. Druga jednak część, na słuchawszy się bajań trubadurów, choćby o słynnym królu Minosie i jego nie mniej słynnym potomku, z obrzydzeniem i pogardą zaczęła patrzyć na swoją panią. Podstępna teściowa nie zwlekając wypuściła do swojego syna, będącego na morzu, gołębia pocztowego z wiadomością, w której dokładnie opisała jakie szkaradziejstwo urodziło się w jego zamku. Książę nie wykazał się dobrym sercem, za które tak był podziwiany. Przesłał czym prędzej zamkowej straży rozkaz, aby paskudne dziecko wraz z jego matką wrzucić do łodzi, a łódź odepchnąć daleko od brzegu. Dumny ze swej przemyślności i inteligencji nie zaprzątał sobie więcej tą sprawą głowy . Jego matka z kolei wprost szalała z radości. Puściła swoje stare kości w iście wiedźmi taniec, jednak tak się w nim zapomniała, że runęła z potężnego urwiska i zginęła. Od tego czasu miejsce to nosi nazwę Babiego Dołu. Cóż jednak w tym czasie działo się z księżną i jej synkiem? Jurata, bogini Morza Bałtyckiego, nie porzuciła w potrzebie niewinnych duszyczek. Pokierowała prądami tak, aby bezpiecznie dopłynęli do brzegów Danii. Tam zaopiekowali się nimi okoliczni rybacy. W ich osadzie niemowlę rosło w radości i bez niepokoju. Chłopiec otrzymał imię Björn, a jego sierść w surowych warunkach życia na wybrzeżu była dla niego bardziej błogosławieństwem niż powodem do wstydu. Mijały lata, a Björn wyrósł na człowieka olbrzymiej krzepy i niezwykle dobrego serca, a przy tym doskonałego żeglarza. Nigdy nie wahał się, kiedy słyszał, że ktoś na morzu potrzebuje jego pomocy. Ze względy na swoją krzepę oraz niecodzienne owłosienie zyskał przydomek ,,Niedźwiedź”. Któregoś dnia księżna i jej syn usłyszeli płynący znad morza odgłos trąbki. Kobieta, mimo upływu lat rozpoznała brzmienie tradycyjnej, kaszubskiej trąbki pasterskiej – bazuny. Dźwięk ten był wyraźnym wołaniem o ratunek. Niedźwiedź wraz ze swoją załogą wyruszył na pomoc żeglarzom, tak jak robił to od lat. Przypłynęli akurat w porę, by być świadkami brutalnej walki między statkiem obcej bandery a morskimi piratami. Björn bez wahania ruszył na ratunek cudzoziemcom i razem pokonali załogę wrogiego okrętu. Statek nieznanych marynarzy nie nadawał się już jednak do dalszej żeglugi, tak więc obie zwycięskie jednostki ruszyły w stronę pobliskiego lądu. Dokładnie tak, dobrze przypuszczacie. Posiwiałym kapitanem nieznanego okrętu był nie kto inny, jak ojciec Niedźwiedzia i mąż księżnej. Wreszcie, po latach, zrozumiał swój błąd i ruszył na poszukiwanie swojej rodziny, mając głęboko w sercu pewność, że udało im się przeżyć. Padł na kolana przed swą żoną i prosił ją o wybaczenie przewiny. Jako że jest to legenda, winna skończyć się dobrze. Księżna przebaczyła swojemu małżonkowi, a następnie wraz z nim i z synem wróciła do domu, do zamku na Oksywiu, aby tam dożyć swych dni w spokoju i radości. Björn z kolei wsławił się niezwykłym męstwem w walce z piratami i przyczynił się do prawie całkowitego wyplenienia ich z mórz naszego rodzimego Bałtyku. Później przejął po ojcu tytuł księcia, a w wyjątkowo chwalebnych okolicznościach spotkał również swoją małżonkę, jednakże to już zupełnie inna historia. Od tego czasu właśnie wyjątkowo odważnych i śmiałych żeglarzy zaczęto nazywać niedźwiedziami morskimi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *